|
Statystyka i demografia |
Ogldasz odpowiedzi wyszukane dla hasa: Statystyka i demografia
Temat: 9 milionów majatku ministra Kluzy
9 milionów majatku ministra Kluzy Zdolną mamy młodzież! Co?
Pupilek premiera bogaczem
Ktoś, kto dorobił się 9 mln zł musi znać się na finansach. Także publicznych.
Minister finansów Stanisław Kluza zrobił świetny interes na akcjach. Mamy
nadzieję, że równie skutecznie poprowadzi interesy naszego kraju
FOT OAP CZAREK SOKOŁOWSKI
Ulubieniec premiera, odpowiedzialny za finanse minister Stanisław Kluza, ma
być gwiazdą rządu Jarosława Kaczyńskiego. I chyba trudno wyobrazić sobie
lepszego fachowca od pieniędzy niż 34-latek, który dorobił się majątku
wartego blisko 9 mln. zł.
- Nie chodzi o czynienie komuś zarzutu z powodu, że jest zamożny. Ten rząd
nie ma nic przeciwko majętnym. Ale jeśli chodzi o ludzi funkcjonujących w
życiu publicznym, to ta zamożność musi być poddana bardzo dokładnemu
sprawdzeniu, musimy wiedzieć, kto z jakich powodów jest zamożny - mówił
podczas wygłoszonego 17 lipca exposŽ premier.
Spytaliśmy ministra finansów o pochodzenie jego majątku.
Bogacz w rządzie
Majątek Stanisława Kluzy wyceniany jest na ok. 9 milionów zł. Minister jest
właścicielem dwóch mieszkań (na trzecie wpłacił już zaliczkę), ma prawie 900
tys. zł oszczędności, a przede wszystkim portfel akcji o wartości 7,3 mln zł.
Jak dorobić się takich pieniędzy?
Minister wytłumaczył nam, że zainwestował przed laty ćwierć miliona złotych w
akcje. Potem ich wartość wzrosła i on na tym zarobił.
Zanim został ministrem, Kluza pracował jako zastępca Zyty Gilowskiej. Nadal
jest etatowym pracownikiem (na urlopie bezpłatnym) Banku Gospodarki
Żywnościowej, gdzie pełnił funkcję głównego ekonomisty, i Instytutu
Statystyki i Demografii w SGH. W tych instytucjach zarobił w ub. roku ponad
250 tys. zł. Wcześniej pracował m.in. w renomowanych firmach McKinsey&Co i
Unilever Polska.
Gwiazda już błyszczy
- Wierzę, że minister Kluza będzie jednym z najlepszych ministrów. Nawet mogę
zaryzykować, że będzie gwiazdą tego rządu - mówił po zaprzysiężeniu swojego
rządu Jarosław Kaczyński.
I rzeczywiście, przynajmniej pod względem posiadanego majątku Kluza błyszczy
wśród ministrów. Dotychczas najbogatszy wśród ministrów Zbigniew Religa (68
l.) może pochwalić się 1,4 mln zł oszczędności w różnych walutach i
obligacjach, dużym mieszkaniem i dwoma samochodami marki Honda. Na drugim
biegunie jest minister pracy Anna Kalata, która - nie tylko nie posiada
żadnych oszczędności, ale ma jeszcze zaciągnięty w banku kredyt na
dokończenie budowy 364-metrowego domu.
Szef partii jest przy nim biedny jak mysz kościelna Ma 14 tys. zł
Premier promuje młodego ministra finansów. Od niego jednak sam mógłby się
sporo nauczyć. Jarosław Kaczyński zasiada w Sejmie trzecią kadencję z rzędu.
Pobierając z tego tytułu ok. 10 tys. zł (obecnie). Nie potrafi oszczędzać.
Obecny premier odłożył jedynie 10 tys. zł i 1200 dolarów. Kaczyński
wielokrotnie powtarzał w wywiadach, że pieniądze mają "drugorzędne
znaczenie".
www.se.com.pl/se/index.jsp?place=topMenu&news_cat_id=-1&layout=0
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Schmidt: Chcieliśmy pomóc Polakom
> 1. Gdzie ta rozwinięta technologia rosyjska? Wszystko, co jest
> potrzebne do przemysłu, kupują (choć częściej kradną) od Niemiec.
Co takiego ukradli ostatnio z Niemiec ? Czy masz na myśli 1945 ? Wtedy ukradli
co się dało, Niemcy mieli wówczas ogromną przewagę technologiczną w niektórych
dziedinach. Ale Rosja dzisiaj to nie Rosja 1945. Dzisiaj Niemcy mają przewagę w
tylko technologiach cywilnych.
> 2. Ogromne terytorium. Kanada też ma ogromne terytorium. I co?
To że Kanada ma podobne możliwości rozwojowe, poza tym Rosja jest 2 razy większa.
> 3. Olbrzymi rozwój potencjału ludnościowego. Statystyki
> demograficzne są zupełnie jednoznaczne, trzeba odliczyć
> nielegalnych imigrantów przeważnie islamskich oraz znacznie
> większą płodność ludności islamskiej niż nie islamskiej
Liczba ludzi w ZSRR szybko rosła, spadek liczby ludności w Rosji jest raczej
krótko trwały. tak czy inaczej w samej Rosji jest ok 110mil Rosjan wiernych
Kremlowi. W państwach graniczących z Rosją jeszcze ze 20mil. A Putin, czy jak
tam inny car będzie, ma środki finansowe aby liczba ludności znowu rosła.
> 4. Baterie słoneczne pod kołem podbiegunowym. Niezły pomysł.
> właszcza w zimie gdy jest noc polarna a zapotrzebowanie
> na energię rośnie.
Widzę że poprostu nie masz o tym pojęcia, dlatego to lekceważysz, warunki
napromieniowania słonecznego nigdzie w Rosji nie są takie jak na Sacharze, Rosja
leży do tego zadaleko na północ. Ale wiesz jak gigantyczny obszar leży na tych
samych długościach geograficznych jak południowa Polska ? Około 5mil km2. Tam
można osiągnąć ok 150kWh/m2 na rok. Czyli wzkorzystując te tereny można
wytworzyć ok. 750TWh energi. To jest więcej niż zużycie energie elektrycznej w
Niemczech.
Potencjału energi wiatrowej nie potrafię tak na szybko ocenić ale pewnie jest
typowo 10 razy większy. Oczywiście Rosja nie ma piniedzy na takie inwestycje
ale, potencjał istnieje.
> 5. "Wykorzystać surowce dla własnego rozwoju" ???
> Tak, to właśnie widzieliśmy przez ostatnie 100 lat.
I możemy podziękować za to tylko tym komunistycznym ruskim carom, bo jak by oni
nie to Rosja mogła by być potęgą gospodarczą. A skąd wiesz że w przyszłości się
to powtórzy ? W końcu przednimi było paru którzy zdobyli ogromne terytoria, może
przyjść też taki który dobrze je wykożysta.
> 6. Z Ameryki widać więcej, niż ci się wydaje
Naprawdę trudno w to uwierzyć.
>Ale ja piszę z Polski.
To chyba powinieneś zdjąć, swoje różowe okulary i przyjżeć się, faktom, a te
mówią jasno, że Rosja wkródce może stać się silna. A silna Rosja to problem dla
Polski. Na taki optymizm jak ty reprezętujesz to może sobie najwyżej pozwolić
żrący bikmaki amerykanin w swojej północno amerykańskiej twierdzy.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: średnia życia kobiet a feminizm
średnia życia kobiet a feminizm serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34308,2849330.html
W artykule podano dane o sredniej życia Polaków i Polek w zależności od
miejsca zamieszkania, a do nich dodano taki m.in. komentarz:
"W krajach rozwiniętych, tam, gdzie ludzie żyją najdłużej, nie ma już takich
różnic - ani między kobietami i mężczyznami, ani między regionami - mówi
prof. Ewa Frątczak z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - Im kraj
biedniejszy, tym te różnice większe.
U nas też te dysproporcje powoli się zacierają.
Wyspami długowieczności są wielkie miasta: Kraków, Warszawa, Wrocław, Poznań
i Trójmiasto. Ale kiedy dobrze przyjrzymy się liczbom, zauważymy, że
mężczyznom mieszkającym w miastach pisane są dwa-trzy lata życia więcej niż
wynosi średnia krajowa, a kobietom - tylko kilka miesięcy więcej. - Widać, że
wyższe wykształcenie i wyższe dochody sprzyjają temu, by mężczyźni przestali
przedwcześnie umierać - mówią demografowie.
- Kobiety w ogóle prowadzą zdrowszy tryb życia - zauważa socjolog Wiesław
Łagodziński. Mniej palą, mniej piją, zdrowiej się odżywiają. I to niezależnie
od tego, czy żyją w mieście, czy na wsi. - A w miastach kobiety są
przeciążone obowiązkami domowymi, a praca zawodowa coraz bardziej je
stresuje - dodaje prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii
SGH.
No własnie, ciekawe, prawda? Ciekawe choćby dlatego, że to samo twierdzenie
można interpretować na dwa, skrajnie różne sposoby. Feministki bedą
akcentowały przeciążenie kobiet pracami domowymi wynikające z braku
partnerskich stosunków w rodzinie tradycyjnej (czyli pośrednio winni są
antyfeminiści), natomiast antyfeminiści powiedzą jak zwykle, że kobiety
cierpią z winy feministek - bo winna jest stresująca praca zawodowa do której
to feministki kobiety zachęcają. Obie strony wydają się mieć rację... ale to
przecież niemożliwe gdyż te racje są sprzeczne!
Radzę więc przyjrzeć się dokładniej obu argumentacjom. Feministki twierdzą,
że kobietom się poprawi (w sensie długości życia, bo o tym jest artykuł)
jeśli mężczyźni zaczną więcej zajmować się domem. Zaś antyfeminiści uważają,
że poprawi się wtedy, gdy kobiety zaczną rezygnować z pracy zawodowej na
rzecz zajmowania się domem i dziećmi - zmniejszy się stres, zwiększy jakość i
długość życia. Łatwo zauważyć, że sposób proponowany przez antyfeministów
jest nierealny - przecież kobiety muszą pracować aby wyżywić rodziny, bez ich
pracy większość rodzin nie poradziłaby sobie. Rozwiązanie niemożliwe do
realizacji w praktyce to głupie rozwiązanie. Skoro tak, to rozwiązanie
postulowane przez feministki jest lepsze - bo jest, krótko mówiąc, jedynym
dającym się w realnym świecie urzeczywistnić, w przeciwieństwie do
antyfeministycznych mżonek.
To znaczy, że feministki mają rację i działają w interesie wszystkich kobiet -
ich działalność ma bowiem wpływ na wzrost średniej życia kobiet. Tak to
wygląda od strony faktów, obojętnie czy to się komuś podoba czy nie...
(zakładam cały czas, że wysoka średnia życia to coś ważnego i pożądanego, o
co warto zabiegać)
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: pensja minimalna - jaka powinna być w Polsce?
Nie ma i nie będzie płacy minimalnej w Polsce xo102 myli w swoim poście minimum socjalne z płacą minimalną. wylicza swoje
indywidualne minimum socjalne i żąda płacy minimalnej. Ta jednak istnieje tylko
w fatalnym systemie regulacji pracowniczych, bo naprawdę nie ma i nigdy w
żadnym systemie nie będzie istniała regulowana przez Państwo płaca minimalna.
Jej ustalanie przez Państwo to najbardziej populistyczna arena walki
ekonomicznej. Wprowadzenie tego pojęcia do prawa tylko zaczerniło lub
zaszarzyło rynek pracy. I dodatkowo powiększyło bezrobocie, przynajmniej to
oficjalne, a co za tym idzie wydatki Państwa i zacisnęło pętlę podatkową.
Ludzie, którzy potrzebują pieniedzy i pracy pójdą pracować byle gdzie za byle
co. Ludzie, dla których jest tylko praca poniżej płacy minimalnej jest dostępna
nie potrzebują ubezpieczenia bo są oficjalnie bezrobotni. 2 miliony osób
pracuje jako tzw. indywidualni przedsiębiorcy w systemach prowizyjnych gdzie za
0 sprzedaży jest 0% prowizji - patrz na agentów ubezpieczeniowych,
reprezentantów handlowych itp. Płaca minimalna służy jedynie silnie
uzwiązkowionym załogom państwowych zakładaów pracy jako parametr do eskalacji
swych żądań. I Państwowe zarządy im ulegają, Państwo dokłada z podatków tych
którzy nie mają związków, lub z pomocy społecznej dla tych którzy pracują na
czarno. Dlaczego? Bo nawet płacąc stawki minimalne za proste prace pracodawca
ponosi ryzyko i koszty księgowości i ZUS (transakcyjno-społeczne), które przy
obecnym systemie prawie podwajają wypłaty. A łatwiej jest tego uniknąć
zmuszając pracowników do samozatrudniania, wykonywania zleceń, dzieł, lub po
prostu płacąc im pod stołem, zawyżając później odpisy amortyzacyjne lub koszty
zakupu lub konsumpcję.
Dlatego żeby zapewnić wszystkim pracującym godziwe wynagrodzenie trzeba działać
na rzecz obniżki kosztów życia - co zapewnia nadprodukcja i konkurencja w
zakresie towarów do zycia niezbędnych - czyli mieszkań, żywności, wody,
higieny, zdrowia i emerytalnego bezpieczeństwa oraz obniżki pozapłacowych
kosztów pracy, która zapewnia utrzymanie się przez zakup ww dóbr.
Można wpływać na obniżkę kosztów pracy strasząc pracowników wyrzuceniem lub
zatrudniając imigrantów, więźniów, maszyny itp.
Można ten skutek lepiej osiagać tworząc system kar i zachęt dla pracodawców
premiujący zatrudnienie i podnoszenie płac do pewnego poziomu. Do tego potrzeba
jednak sprawnego systemu obsługującego podatki i ubezpieczenia społeczne oraz
trochę wiedzy ze statystyki i demografii. Taki system można szybko wykreować,
trudno go jednak wprowadzić. Wymaga przede wszystkim politycznej woli i zgody
pracodawców i pracowników. Zasadniczo wymaga trzech rzeczy:
1. przeniesienia realizacji obowiązku opłacania składek ubezpieczeniowych i
zaliczek podatkowych na pracowników
2. nałożenie obowiązku potrącania i opłacania innych składek ubezpieczenia
społecznego dla poborców systematycznych świadczeń z ZUS (emerytury i renty)
3. wprowadzenia czterech nowych premii składkowych:
- premii za solidarność (poprawne matchowanie składek - i pracodawca i
pracownik opłacają składkę w równych wysokościach, za poprawne zmaczowanie
całego roku, 1% premii zasilającej konto składkowe pracodawcy i pracownika)
- premii za zwiększenie zatrudnienia (procentowo proporcjonalnie: pracodawca
do zwiększenia liczby swojej załogi, pracobiorca odwrotnie proporcjonalnie -
okres umowy o pracę do okresu bezrobocia poprzedzającego, w tym do
- premii za wzrost długoterminowości zatrudnienia (pracodawca i pracownik -
proporcjonalnie do terminu ostatniej umowy o pracę)
- premii za zatrudnienie ponadspołecznostandardowe. (pracodawca i pracownik za
zatrudnienie osoby w wieku i płci o największym ryzyku bezrobocia mierzonym
ujemnym odchyleniem standardowym od średniej stopy bezrobocia w kraju)
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Ubywa Polakow
Ubywa Polakow www.rzeczpospolita.pl/teksty/wydanie_030915/kraj_a_6-1.F.jpg
Każdego dnia w Polsce troje nowo narodzonych dzieci zostaje porzuconych w
szpitalach. Co roku około dwustu kobiet zakażonych wirusem HIV rodzi dzieci.
Wzrasta liczba noworodków o bardzo małej wadze. Populacja Polaków w 2002 roku
zmniejszyła się w porównaniu z rokiem poprzednim.
Rządowe sprawozdanie z realizacji tzw. ustawy antyaborcyjnej w 2002 roku, do
którego dotarła "Rzeczpospolita" (dokument nie został jeszcze przyjęty przez
Radę Ministrów), ujawnia pogłębiający się niż demograficzny i nasilanie się
innych niekorzystnych dla społeczeństwa zjawisk.
Z dokumentu przygotowanego przez Ministerstwo Zdrowia wynika, że w ubiegłym
roku w Polsce urodziło się 353 tys. 700 dzieci - o 14 tys. 500 mniej niż rok
wcześniej. 14 proc. z nich pochodzi ze związków pozamałżeńskich. Wzrosła - do
blisko 42 tysięcy z 40,5 tys. liczba poronień naturalnych (odsetek poronień w
stosunku do liczby urodzeń żywych wynosił prawie 12 proc., dla porównania w
1980 roku - o 2 proc. mniej).
Pierwszy raz w 2002 roku w Polsce zanotowano na taką skalą ujemny przyrost
naturalny - o 5720 osób więcej zmarło niż się urodziło.
24 tysiące dzieci urodziły młodociane matki, liczące 15 - 19 lat, a 51 -
dziewczynki niemające więcej niż 14 lat. W szpitalach porzucono 1018 dzieci -
o 119 więcej niż w 2001 roku. Oznacza to, że na 10 tys. nowo narodzonych
dzieci 29 pozostawiono w szpitalach. To prawie dwa razy więcej niż w 1998
roku (15 porzuconych noworodków). Najwięcej dzieci, bo 65 na 10 tys.,
porzucają matki z województwa zachodniopomorskiego.
Rząd przyznaje, że przyczyną porzuceń są problemy ekonomiczne rodzin.
Natomiast złe warunki mieszkaniowe decydują, że 80 proc. osób pozostających w
związkach nie planuje kolejnego dziecka, a wśród bezdzietnych małżeństw na
posiadanie potomstwa nie zamierza się zdecydować 26 proc. kobiet i 22 proc.
mężczyzn (badania na reprezentatywnej próbie przeprowadził GUS oraz Instytut
Statystyki i Demografii SGH w III kwartale 2001 roku).
Zdaniem autorów raportu wyeksponowana przez ankietowanych przyczyna, czyli
brak mieszkania, skrywa w rzeczywistości niskie dochody niepozwalające na
kupno mieszkania, niepewną sytuację na rynku pracy oraz wysokie bezrobocie
wśród młodych.
Począwszy od 2001 roku rośnie w Polsce liczba noworodków o niskiej masie
ciała. W 2002 roku urodziło się 3430 takich dzieci (o 2 proc. więcej niż w
2001 roku). W wypadku noworodków o bardzo niskiej masie ciała zanotowano
wzrost aż o 8,5 proc. w porównaniu z 2001 r. - są to dzieci ważące od 500 do
999 gramów, które mają 50 proc. szans na przeżycie po urodzeniu i często
występują u nich zaburzenia rozwojowe. W 2002 roku urodziło się 1385 takich
dzieci.
W Polsce szpitale nie prowadzą ewidencji noworodków zakażonych wirusem HIV,
jednak na podstawie informacji zbieranych wśród lekarzy pracujących z
matkami - nosicielkami wirusa, można oszacować, że co roku rodzą one około
150 - 200 dzieci (według szacunków w Polsce żyje około 15 - 20 tys. osób
zakażonych wirusem HIV, z czego przeszło 20 proc. to kobiety).
Ze sprawozdania wynika także, że w 2002 roku przeprowadzono w Polsce 159
zabiegów przerywania ciąży, w tym 71 z powodu zagrożenia życia lub zdrowia
matki, 82 - z powodu wykrytego ciężkiego upośledzenia płodu, 6 - z powodu
uzasadnionego podejrzenia, że ciąża była wynikiem przestępstwa.
W sprawozdaniu czytamy, że w 2002 roku nadal zgłaszano do Ministerstwa
Zdrowia przypadki odmowy wykonania aborcji w sytuacjach prawnie
dopuszczalnych. Dlatego w marcu 2003 roku minister zdrowia pisemnie
przypomniał wojewodom, że istnieje bezwzględny obowiązek realizowania ustawy
antyaborcyjnej przez publiczne szpitale.
Eliza Olczyk
www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_030915/kraj/kraj_a_6.html
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: To nie sprawiedliwe babeczki żyją dłużej
To nie sprawiedliwe babeczki żyją dłużej GUS o długości życia w Polsce
Iwona Dudzik 01-08-2005, ostatnia aktualizacja 01-08-2005 08:29
Chłopcy urodzeni w 2004 r. mają szansę na najdłuższe życie, o ile będą
mieszkać w Krakowie. A dziewczynki? - powinny żyć na małopolskiej albo
podlaskiej wsi
Polki gonią kobiety z Europy Zachodniej - mogą dożyć średnio 79,2 roku, już
tylko cztery lata krócej, niż wynosi średnia życia Europejek. Polacy mogą
liczyć na 70,6 roku, czyli sześć lat krócej niż na zachodzie Europy. To, jak
długo żyjemy, zależy od tego, gdzie mieszkamy - na wsi czy w mieście i w
jakim regionie Polski.
- W krajach rozwiniętych, tam, gdzie ludzie żyją najdłużej, nie ma już takich
różnic - ani między kobietami i mężczyznami, ani między regionami - mówi
prof. Ewa Frątczak z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - Im kraj
biedniejszy, tym te różnice większe.
U nas też te dysproporcje powoli się zacierają.
Wyspami długowieczności są wielkie miasta: Kraków, Warszawa, Wrocław, Poznań
i Trójmiasto. Ale kiedy dobrze przyjrzymy się liczbom, zauważymy, że
mężczyznom mieszkającym w miastach pisane są dwa-trzy lata życia więcej niż
wynosi średnia krajowa, a kobietom - tylko kilka miesięcy więcej. - Widać, że
wyższe wykształcenie i wyższe dochody sprzyjają temu, by mężczyźni przestali
przedwcześnie umierać - mówią demografowie.
- Kobiety w ogóle prowadzą zdrowszy tryb życia - zauważa socjolog Wiesław
Łagodziński. Mniej palą, mniej piją, zdrowiej się odżywiają. I to niezależnie
od tego, czy żyją w mieście, czy na wsi. - A w miastach kobiety są
przeciążone obowiązkami domowymi, a praca zawodowa coraz bardziej je
stresuje - dodaje prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii
SGH.
Rzeczywiście, na najdłuższe - ponad 80-letnie - życie mają szansę te
dziewczynki urodzone w 2004 r., które nie będą żyć w miastach, lecz na wsiach
wschodniej i centralnej Polski. Ale dlaczego tylko tam?
- Proszę popatrzeć na zachodnią i północną Polskę. Tam średnia życia jest
krótsza. Tak ciągle odbijają się skutki powojennych migracji, wykorzenienia,
pracy nie "na swoim", lecz w PGR-ach. Dotyczy to i kobiet, i mężczyzn - mówią
demografowie.
Zdecydowanie poniżej średniej jest Łódź i cały Śląsk. Ale mężczyźni biją
rekord krótkowieczności w Łodzi, a kobiety - na Śląsku. I tak jest od co
najmniej dziesięciu lat.
Średnia życia mężczyzn w Łodzi to dziś 69,1 roku, aż o cztery lata krócej od
mężczyzn z Krakowa! - To być może skutek słabszego wykształcenia, czym
wyróżnia się to robotnicze miasto, i gorszej sytuacji materialnej. Ale też
picia i palenia - zastanawia się dr Halina Kołodziej z Zakładu Antropologii
PAN.
W miastach na Śląsku kobiety mają szansę dożyć 78 lat, o 2,5 roku mniej niż
kobiety z małopolskich wsi (mężczyźni na Śląsku żyją 70 lat, ciągle za
krótko, ale około średniej krajowej). - W tym regionie mogą nakładać się
wszystkie niekorzystne dla kobiet czynniki: stres w domu, pogarszająca się
sytuacja materialna rodzin, presja nowoczesnego rynku pracy i to, że
mężczyźni często wyjeżdżają do pracy za granicę, a kobiety zostają same -
zastanawia się prof. Frątczak. - Kobiety mogłyby to nadrobić, gdyby bardziej
dbały o siebie - ale najwyraźniej nie mają na to ani czasu, ani pieniędzy.
Iwona Dudzik
serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34317,2849330.html
serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1715307,49622.html?skan=2849688
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: STRATEGIA ROZWOJU LUBLINA - KTO CZYTAŁ?
KURIER LUBELSKI 29.01.2005:
"DO 2030 ROKU BĘDZIE NAS O 60 TYS. MNIEJ
Wielka „pompa migracyjna”, czyli lubelskie uniwersytety, przez lata zasilała
miasto i przyczyniała się do wzrostu liczby jego mieszkańców. Teraz ta „pompa”
zwalnia i zatrzyma się za 5 lat. Zacznie się wielka ucieczka z Lublina.
Odejdzie 60 tys. mieszkańców! Za 25 lat miasto zamieni się w wyludniający się
wieczorem zakład pracy otoczony gminami – sypialniami.
Lubelski Urząd Statystyczny pracuje już pełną parą nad wynikami badań
demografii i migracji dla Lublina za 2004 r. Z jednej strony projektu
przedstawiono prognozę: do 2030 r. będzie nas o 60 tys. mniej; z drugiej co rok
przybywa cegiełka z danymi statystycznymi.
– Nasze badania wciąż potwierdzają prawdziwość prognozy – stwierdza Maria
Bilska, z-ca dyrektora Urzędu Statystycznego w Lublinie. – Rok temu po raz
kolejny potwierdziliśmy, że wzrost populacji, mimo że dodatni, to maleje. W
marcu do rachunku dostawimy zestawienie za rok ubiegły.
To, że liczba ludności w Lublinie jeszcze wzrasta, stanowi chlubny wyjątek na
demograficznej mapie Polski, bo z innych metropolii już zaczął się odpływ.
Lublinian co roku przybywa o ok. 1000 osób. Ta liczba to wynik rachunku
uwzględniającego urodziny, zgony i najważniejsze dla naszego miasta migracje.
– Przez lata „uniwersytecka pompa migracyjna” zasysała do Lublina nowych
mieszkańców – tłumaczy Maria Bilska. – Część absolwentów wyjeżdżała, ale spory
ich procent osiedlał się w mieście na stałe.
„Pompa” działa w coraz bardziej skomplikowanym środowisku i wyraźnie zamiera.
Potencjalni lublinianie wyruszają w świat w poszukiwaniu pracy. Ci, którzy
zostali tu przed laty i osiągnęli pewien sukces, przenoszą się do lubelskich
osiedli podmiejskich. I coraz mniej osób przychodzi na ich miejsce.
– Część ludzi szuka szczęścia w Europie – prognozuje prof. Janina Jóźwiak z
Instytutu Statystyki i Demografii SGH w Warszawie.
Zadziała jednak także inny mechanizm: mieszkańcy wyruszą do tzw. miast
satelickich, czyli położonych w pobliżu metropolii. To spowoduje kolejny spadek
miejskiego przyrostu naturalnego.
– Przyrosty rzędu około 1000 osób rocznie utrzymają się najwyżej do 2010 roku –
brzmi werdykt naukowców.
Potem z Lublina rozpocznie się wielka wędrówka. Początkowo z miasta ubywać
będzie od kilkuset do 1000 osób. W 2017 r. z Lublina wyjedzie ich już 3 tysiące
i tak będzie rok w rok. W 2024 roku liczba ta podskoczy do 4 tysięcy! Do 2030
roku będzie o 60 tys. osób mniej niż obecnie.
Kobiet będzie o 23 tys. więcej niż mężczyzn. Co więcej, emigracja dotyczy ludzi
najbardziej wartościowych z punktu widzenia rozwoju miasta, bo w wieku
produkcyjnym.
Jak będzie wyglądał Lublin
2030 r.? Zdaniem dr. Wiesława Łagodzińskiego, socjologa z GU, będzie miastem
starych ludzi, jak inne duże miasta polskie. Co więcej, zostawać będą właśnie
ci, którzy są już za starzy, by się przenosić i ci, których już po prostu na to
nie stać."
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: .....Cy beemy do stówki zyć ?
Dane najnowsze GUS o długości życia w Polsce
Chłopcy urodzeni w 2004 r. mają szansę na najdłuższe życie, o ile będą mieszkać
w Krakowie. A dziewczynki? - powinny żyć na małopolskiej albo podlaskiej wsi
Polki gonią kobiety z Europy Zachodniej - mogą dożyć średnio 79,2 roku, już
tylko cztery lata krócej, niż wynosi średnia życia Europejek. Polacy mogą
liczyć na 70,6 roku, czyli sześć lat krócej niż na zachodzie Europy. To, jak
długo żyjemy, zależy od tego, gdzie mieszkamy - na wsi czy w mieście i w jakim
regionie Polski.
- W krajach rozwiniętych, tam, gdzie ludzie żyją najdłużej, nie ma już takich
różnic - ani między kobietami i mężczyznami, ani między regionami - mówi prof.
Ewa Frątczak z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - Im kraj biedniejszy,
tym te różnice większe.
U nas też te dysproporcje powoli się zacierają.
Wyspami długowieczności są wielkie miasta: Kraków, Warszawa, Wrocław, Poznań i
Trójmiasto. Ale kiedy dobrze przyjrzymy się liczbom, zauważymy, że mężczyznom
mieszkającym w miastach pisane są dwa-trzy lata życia więcej niż wynosi średnia
krajowa, a kobietom - tylko kilka miesięcy więcej. - Widać, że wyższe
wykształcenie i wyższe dochody sprzyjają temu, by mężczyźni przestali
przedwcześnie umierać - mówią demografowie.
- Kobiety w ogóle prowadzą zdrowszy tryb życia - zauważa socjolog Wiesław
Łagodziński. Mniej palą, mniej piją, zdrowiej się odżywiają. I to niezależnie
od tego, czy żyją w mieście, czy na wsi. - A w miastach kobiety są przeciążone
obowiązkami domowymi, a praca zawodowa coraz bardziej je stresuje - dodaje
prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH.
Rzeczywiście, na najdłuższe - ponad 80-letnie - życie mają szansę te
dziewczynki urodzone w 2004 r., które nie będą żyć w miastach, lecz na wsiach
wschodniej i centralnej Polski. Ale dlaczego tylko tam?
- Proszę popatrzeć na zachodnią i północną Polskę. Tam średnia życia jest
krótsza. Tak ciągle odbijają się skutki powojennych migracji, wykorzenienia,
pracy nie "na swoim", lecz w PGR-ach. Dotyczy to i kobiet, i mężczyzn - mówią
demografowie.
Zdecydowanie poniżej średniej jest Łódź i cały Śląsk. Ale mężczyźni biją rekord
krótkowieczności w Łodzi, a kobiety - na Śląsku. I tak jest od co najmniej
dziesięciu lat.
Średnia życia mężczyzn w Łodzi to dziś 69,1 roku, aż o cztery lata krócej od
mężczyzn z Krakowa! - To być może skutek słabszego wykształcenia, czym wyróżnia
się to robotnicze miasto, i gorszej sytuacji materialnej. Ale też picia i
palenia - zastanawia się dr Halina Kołodziej z Zakładu Antropologii PAN.
W miastach na Śląsku kobiety mają szansę dożyć 78 lat, o 2,5 roku mniej niż
kobiety z małopolskich wsi (mężczyźni na Śląsku żyją 70 lat, ciągle za krótko,
ale około średniej krajowej). - W tym regionie mogą nakładać się wszystkie
niekorzystne dla kobiet czynniki: stres w domu, pogarszająca się sytuacja
materialna rodzin, presja nowoczesnego rynku pracy i to, że mężczyźni często
wyjeżdżają do pracy za granicę, a kobiety zostają same - zastanawia się prof.
Frątczak. - Kobiety mogłyby to nadrobić, gdyby bardziej dbały o siebie - ale
najwyraźniej nie mają na to ani czasu, ani pieniędzy.(I.Dudzik.GW)
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Ma on ci jakowąś charyzmę? Kto wie?
Analogie cd.
t0g napisał:
> sluchalem ciekawej audycji na temat B-16.
> Ponoc nosi przydomek "Mr. No"
No tak. W którymś z "Bondów" był, o ile pamiętam, niejaki "Dr No".
Mówiąc o analogiach, nie sposób nie odnieść się jakoś do tzw. proroctwa św.
Malachiasza i występującego w nim rzekomo B-16 jako "Chwalą oliwki". Nie mam
zupełnie pojęcia, czemu z tych dwóch słów miałoby wynikać, że B-16 miałby być
ciemnoskóry. Najlepszy numer Malachiaszowi wykręci jednak następca Benedykta
XVI, jeżeli nie wybierze sobie imienia "Piotr".
> ...Molotova, Viaczeslava zreszta, ktorego zachodni
> dyplomaci przezwali "Mr. Nyet".
Jeżeli rozmawiamy o B-16, to jakąś analagią mógłby być M. Susłow, pełniący rolę
Przew. KDW za "pontyfikatu" Breżniewa, co już ktoś gdzieś zauważył na FAq-u.
No, ale Susłowa nigdy nie wybrało politbiuro na pontifeksa.
> na mniej wiecej tydzien przed smiercia JP-2 wyglosil jakas wazna homilie,
> w ktorej wyraznie powiedzial, ze "Kosciol Katolicki bierze wode wszystkimi
> szparami". Czyli zdaje sobie sprawe z powagi polozenia.
Tezy te powtórzył B-16 dosłownie na dzień przed elekcją, używając podobnych
marynistycznych porównań. Tu ma problem podstawowy: jeżeli zacznie owe szpary
zalewać betonem, to łajba pójdzie na dno w trymiga, ale jeżeli postąpi wręcz
dokładnie odwrotnie, to też. Nie widać tzw. elektoratu centrum, który byłby
poszedł z entuzjazmem na jakiś kompromis i porwał (później) lewo- i
prawoskrzydłowych, z tego prostego powodu, że taki elektorat nie był
przygotowany latami pracy od czasów V II. Nikomu na nim nie zależało, a teraz
może się zwyczajnie wypiąć. Konkurencja nie śpi, co widać podobno nawet w
Brazylii.
> Z zakonami zenskimi ...
Nic dodać, nic ująć:
serwisy.gazeta.pl/metroon/1,0,2611777.html
(przy okazji widzę, że Rapaczynski już chce zarobić na udostępnianiu do
czytania artykułów "archiwalnych" sprzed niecałego miesiąca. Zdrowia życzę; po
prostu pójdę gdzie indziej, jak już Rapaczynski zejdzie w definicji "archiwum"
poniżej 1 tygodnia).
I jeszcze to:
serwisy.gazeta.pl/kosciol/1,64808,2453058.html
(tu Rapaczynski chyba sprawę przespała, artykuł jest z 2004, hehe)
> jednoczesne potepianie i aborcji i antykoncepcji kaze mi podejrzewac,
> ze ktos tu jednak nie jest calkiem zdrowy na umysle. Kurcze, zeby
> taka powazna instytucja angazowala sie bez reszty w globalna wojne...
> o co? O kondon! To przeciez zakrawa na czyste kpiny. Wojna i tak
> juz zreszta zostala dawno przegrana, bo przytlaczajaca wiekszosc katolikow
> sie na te zakazy wypina, co kazdy widzi golym okiem. Statystyki
> demograficzne pokazuja czarno na bialym, jak lud sobie bierze
> do serca nauki wodzow.
I nie tylko statystyki. Nie żyję na pustyni, wiem, co ludzie myślą i tylko
dziwię się czasami, skąd biorą do tokszołów niektórych (np.
Pospieszalski "Jasiu") takich, co się z tym "nauczaniem" anty-antykoncepcyjnym
i (rzekomo) antyaborcyjnym godzą. Ja w naturze jeszcze takich nie spotkałem, a
szukałem.
Potępianie antykoncepcji wraz z potępianiem aborcji stanowi oczywistą
sprzeczność logiczną, nawet podlane ideologicznym sosem z "cywilizacją śmierci"
itepe w składzie. Sądzę, że będzie rosła liczba ludzi, którzy nie zechcą dłużej
żyć w takiej swoistej moralnej schizofrenii.
> Coz - w moim przekonaniu pytanie zwiazane ze zmiana stanowiska KK w wielu
> "fundamentalnych" kwestiach jest nie "czy zmieni", tylko "kiedy zmieni".
> Inaczej faktycznie moze dojsc do "Sztandar wyprowadzic!".
W całej pełni podzielam.
_____________________________
"Bóg. Ojczyzna. Honorarium."
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Polska bomba demograficzna z podatkowym lontem cd
Polska bomba demograficzna z podatkowym lontem cd Co można zmienić
Względy ekonomiczne są zaliczane do najważniejszych i najczęściej społecznie
eksponowanych przyczyn niedecydowania się na dzieci ewentualnie odraczania w
czasie tej decyzji. Jak pokazuje praktyka, zbyt przewlekłe odraczanie kończy
się zaniechaniem. Niepokoi zwłaszcza to, że w grupie stymulatorów negatywnych
procesów społecznych może być wadliwy system podatkowy. Szczególnie mocno
uderza on w liczne młode osoby odpowiedzialne, ale mało zamożne.
Warto przypomnieć, że zasadniczą cechą systemu podatkowego powinna być jego
neutralność. Powinien się on również wyróżniać powszechnością i prostotą.
Obecny system podatkowy nie spełnia żadnego z tych założeń. Nie jest ani
neutralny społecznie - przeciwnie, dyskryminuje osoby decydujące się na
posiadanie dzieci - ani prosty czy powszechny (ma liczne wyłączenia i podatki
partykularne). W tej sytuacji najbardziej paląca wydaje się kwestia
uwzględnienia liczby dzieci.
Wprowadzenie takiego rozwiązania jest możliwe zarówno w obecnym systemie, jak
i w systemie opartym np. na podatku liniowym. Podatek dochodowy od osób
fizycznych powinien bowiem uwzględniać kwotę wolną od podatku przypadającą na
każdego członka rodziny lub pozwalać na łączne opodatkowanie rodziny, gdzie
podstawa opodatkowania uzależniona byłaby od liczby osób w rodzinie. Kwota
wolna od podatku powinna być zbliżona do tzw. minimum egzystencji. Taka
konstrukcja mogłaby być szansą dla wszystkich rodzin (w tym niezamożnych), aby
mogły świadomie podjąć decyzję o posiadaniu dziecka i były w stanie to dziecko
utrzymać. Prawo - w tym prawo podatkowe - nie może wymagać od ludzi
decydujących się na dzieci nadmiernych ofiar i ponadprzeciętnego trudu.
Wprowadzenie takiego systemu daje szansę na zwiększenie współczynnika
dzietności (dziś szczególnie ważne jest przełamanie jego spadkowego trendu). W
długim horyzoncie czasowym rezultaty tych rozwiązań przyniosą wymierne
korzyści całej gospodarce.
Podobne rozwiązania wcale nie są egzotyczne. Stosuje się je np. w Austrii,
Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemczech, Estonii, na Węgrzech, a ostatnio
nawet w Bułgarii.
Wyż demograficzny z lat 1979 - 85 właśnie wszedł w wiek dorosły. To ostatni
dzwonek, aby podjąć naprawę systemu podatkowego, tak aby nie był uciążliwością
dla procesów demograficznych. Zbyt późne podjęcie działań może spowodować
przejście tego wyżu, a kolejnego już nie będzie. Nie wolno dopuścić, aby osoby
obecnie wychowujące dzieci obciążone były podatkami ponad miarę,
a w przyszłości dodatkowo nie mogły w proporcjonalny sposób korzystać z
redystrybucji obciążeń fiskalnych nakładanych na ich dzieci. Bardzo często
jest tak, że w odpowiednim momencie niewiele robiąc, można wiele pomóc, nie
robiąc zaś nic, można bardzo zaszkodzić.
STANISŁAW KLUZA
Autor jest doktorem, pracuje w Instytucie Statystyki i Demografii SGH oraz
jako główny ekonomista BGŻ SA.
Artykuł ukazał się we wtorkowej "Rzeczpospolitej"
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: grypy ( sezonowa, "świńska") infekcje-kilka prawd
Jak wynika z danych PZH (Państwowego Instytutu Higieny) oraz WHO
(Światowej Organizacji Zdrowia), w Polsce pomimo wysokiego odsetka
zaszczepionych (ok. 98%), nadal tysiące dzieci każdego roku chorują
na choroby zakaźne: świnkę, różyczkę, szkarlatynę i krztusiec, ale
nikt dziś nie umiera na te choroby. Podobna jest sytuacja w krajach
Europy Zachodniej.
W Finlandii, Szwecji, czy Norwegii zachorowalność na krztusiec jest
nawet znacznie większa niż w Polsce, lecz i tam choroba ta
nie jest śmiertelna ( www.who.int/immunization_monitor ...
select.cfm).
Nie jest to dziwne, bowiem statystyki demograficzne USA pokazują, że
umieralność na te choroby spadła na wiele lat przed wprowadzeniem
szczepień. Kiedy się zestawi wskaźniki umieralności niemowląt z
różnych krajów z programem ich szczepień, rzuca się w oczy fakt, że
kraje, które stosują powszechne szczepienia noworodków, mają
znacznie wyższe wskaźniki śmiertelności niemowląt (powyżej 6/1000),
niż te które na ogół nie szczepią noworodków (ok. 3/1000). Wskaźniki
te wydają się być niezależne od
zamożności krajów. Co więcej, kraje skandynawskie, które stosują
pierwsze szczepienia po 3 miesiącu życia i dawno wyeliminowały
thimerosal, mają znacznie niższy odsetek dzieci z autyzmem (1:3000),
niż kraje, które szczepią swe noworodki i nadal stosują thimerosal
(USA, Polska), gdzie na autyzm cierpi obecnie 1 na 150 dzieci.
Istnieją więc dowody, że nadmierne, zbyt wczesne oraz toksyczne
szczepionki są przyczyną zgonów oraz fizycznych i neurologicznych
okaleczeń milionów dzieci. Moje opinie na ten temat nie są pochopne,
ani nie wynikają z nacisków żadnych grup interesu. Wynikają z
dogłębnego zapoznania się z tym problemem i przestudiowania wielu
dokumentów z różnych wiarygodnych
źródeł. Widziałam ciężko okaleczone szczepionkami dzieci (i
dorosłych), rozmawiałam z ich rodzicami i żadne zaklęcia nie
przekonają mnie, że szczepionki są dla wszystkich bezpieczne. Jako
doświadczony naukowiec świadomie odrzucam publikacje, o których
wiadomo, że zostały napisane na zamówienie szczepionkowych grup
interesu. Być może nie przypadkowo właśnie one są
przytaczane przez reprezentantów PTW jako „najbardziej wiarygodne”,
mimo że - jak wykazały niezależne badania - publikacje sponsorowane
przez firmy farmaceutyczne najczęściej są pozbawione wiarygodności
(Melander et al. “Evidence biased medicine—selective reporting from
studies sponsored by pharmaceutical industry: review of studies in
new drug applications”.
BMJ 2003, 326:1171-1173; Sameer & Chopra “Industry Funding of
Clinical Trials: Benefit or Bias?” JAMA 2003, 290:113-114;
Marcia Angell “The Truth About Drug Companies: How They Deceive Us
and What To Do About It”.
9
Random House, 2007). Mechanizmy produkcji oszustw naukowych w celu
zagłuszania prawdy i chronienia zysków korporacji kosztem dzieci
opisane są w liście kongresmana i lekarza Dave’a Weldona, M.D. z
października 2003 do dyrektor CDC, Dr Julie Gerberding (
www.thinktwice.com/fraud.htm ). I takie właśnie zafałszowane
są praktycznie wszystkie publikacje „świadczące” o rzekomym
bezpieczeństwie thimerosalu. Od dawna wiadomo, że thimerosal,
podobnie jak inne związki rtęci, jest silnie toksyczny i zabija
neurony w nanomolarnych stężeniach, więc twierdzenie, że jest
bezpieczny dla niemowląt, urąga naukowym faktom.
Formuła konferencji, którą zorganizowałam 25 i 26 października,
2008, była taka, jaka odpowiada tematowi mego projektu badawczego,
fundowanego przez KE. Jego celem jest zbadanie rozwojowej
neurotoksyczności thimerosalu na modelu zwierzęcym oraz korelacji
szczepień z autyzmem i rtęcią w przydatkach skórnych dzieci.
Oceniając naukową wartość mojego projektu, panel niezależnych
recenzentów stwierdził: „Zaproponowane badania są wysoce oryginalne,
a równocześnie solidnie oparte na poprzednich wynikach Autorki i
innych badaczy. Autorka jest jedną z pionierów badań nad
neurosterydami i jest powszechnie znana ze swych prac…. Jeśli
hipoteza [Autorki] zostanie potwierdzona przez planowane badania,
będą one miały wielki wpływ na publiczne zdrowie … i niewątpliwie
przyczynią się do lepszego zrozumienia czynników powodujących
autyzm”.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: HISTORIA EST MAGISTRA VITAE
Istnieje stare łacińskie powiedzenie „ Historia Magistra Vitae Est”, które
oznacza: Historia jest nauczycielką życia.
Powiedzenie jest słuszne i zgadzam się z nim całkowicie.
Łódź - Ziemia obiecana czy zapomniana?
119 kobiet na 100 mężczyzn, więcej staruszków niż młodzieży... O Łodzi słów kilka.
Niedawno trafiła do moich rąk niewielka pasjonująca broszurka pełna liczb,
tabelek, wnikliwych wykresów i kolorowych diagramów. Przyciągająca wzrok
pozycja, po głębszej analizie treści pobudzająca szare komórki i wprowadzająca
nutkę refleksji, dotyczącej miejsca zamieszkania, studiów, pracy itp.
Otwierająca okno na własne podwórko, przestrzeń dookoła nas, pozwalająca poznać
dane, o których często nie mieliśmy pojęcia. Po prostu: Łódź w liczbach 2004.
Znajdą w niej potwierdzenie swojej tezy mieszkańcy dzielnic uważanych nieraz za
oddzielne miasteczka (lub wprost "wioski", ale pewnie dla wielu brzmi to zbyt
radykalnie). Według ewidencji gruntów bowiem na powierzchnię Łodzi składają się
niemalże w równych proporcjach użytki rolne (ok. 44%) oraz grunty zabudowane i
zurbanizowane (40%).
Starzejemy się
W codziennym odczuciu urbanizacja cały czas góruje, nakręcając tryby
społeczeństwa konsumpcyjnego, co przejawia się m.in. w zwiększającej się z roku
na rok ilości wytwarzanych odpadów. Nawet pobieżne spojrzenie na centrum turysty
przybywającego do "ziemi obiecanej" potwierdza tę smutną rzeczywistość.
Rzut oka na ulice: licznie wypełnione są w zasadzie tylko te prowadzące z
przystanków tramwajowych i autobusowych do centrów handlowych. Wnętrza środków
komunikacji miejskiej obrazują zaś wyraźnie przekrój demograficzny społeczeństwa
łódzkiego - tę bolesną prawdę, że liczba ludności w wieku poprodukcyjnym
przewyższa liczbę młodych łodzian do 18 roku życia. Wszyscy chyba zdajemy sobie
sprawę, że ta dysproporcja nieustannie się powiększa. W dodatku panie o
prorodzinnym nastawieniu, przekraczające trzydziesty rok życia, na własnej
skórze dotkliwie odczuwają łódzki rekordowy współczynnik feminizacji: 119 kobiet
na 100 mężczyzn - jak możemy odczytać z piramidy wieku. Do 19 roku życia mamy do
czynienia z nadwyżką liczby mężczyzn w stosunku do liczby kobiet, ale już po 20.
aż do końca ludzkiego życia liczebnie góruje płeć piękna.
Jest i druga strona medalu: przed spadkobierczyniami sufrażystek roztaczają się
szerokie możliwości poszukiwania kolejnych, nastawionych na karierę i
samodoskonalenie, działaczek. Niektórzy mężczyźni już snują dywagacje: czy grozi
Łodzi zalew feministek?
Nasze domy
Wkraczamy do mikroświata. Przeciętne łódzkie gospodarstwo domowe, a więc
kategoria demograficzna charakteryzująca się wspólnotą miejsca zamieszkania i
połączeniem źródeł utrzymania, składa się najczęściej z 1-2 osób. Starzenie się
społeczeństwa, spadek dzietności i zmiana modelu wzorca rodzinnego sprawiają, że
tak powszechne niegdyś gospodarstwa pięcio- i więcej rodzinne, trzy- i więcej
pokoleniowe obecnie stanowią margines.
W obliczu powyższych tendencji nie powinien dziwić fakt, iż obecnie dwa główne
rezerwuary utrzymania społeczeństwa: dochody z pracy i źródła niezarobkowe
(emerytury, renty inwalidzkie, zasiłki dla bezrobotnych, itp.) kształtują się na
niemalże identycznym poziomie (odpowiednio: 46,3% oraz 45,3%). Różnica wielkości
błędu standardowego oraz fakt, iż blisko 30% łodzian utrzymuje się z emerytury,
tworzą podłoże pesymistycznych prognoz demografów: Łódź starzeje się w
przerażająco szybkim tempie.
Co cechuje mieszkanie przeciętnego łodzianina? Średnio liczy ono 2 lokatorów
zamieszkujących 3 pokoje o łącznej powierzchni użytkowej ok. 52 m2. Z roku na
rok dynamicznie wzrasta liczba mieszkań indywidualnych, a maleje liczba tych
przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem.
Biedniej niż gdzie indziej
Nadzieja dla łodzian i staruszki Łodzi, według wielu badaczy życia społecznego,
tli się w sferze edukacji młodych ludzi. Rozwój infrastruktury w tej dziedzinie
dotyczy jednakże jedynie szkół policealnych i wyższych. Tych ostatnich mamy
obecnie w Łodzi 20, w tym 7 państwowych. Stała tendencja zwiększania się liczby
studentów została ostatnio nieco zahamowana, jeśli wziąć pod uwagę jedynie
liczbę studentów studiów dziennych szkół wyższych (cywilnych): zarówno w roku
2002/2003, jak i w 2003/2004 dane są identyczne: 44,4 tys. studentów.
Za złotą bramą podwojów Europy "ziemię obiecaną" odnaleźli zagraniczni
inwestorzy. Informację, iż "pod tym względem zaczynamy przodować wśród wielkich
polskich miast" serwuje nam regularnie ekipa ŁWD. Wciąż jednak nie przekłada się
to na ekonomiczno-strukturalne wskaźniki wzrostu dobrobytu łodzian. Drugie
miasto w Polsce, jeśli chodzi o liczbę ludności, lokuje się na końcu stawki w
gronie Warszawy, Krakowa, Poznania i Wrocławia, gdy bierzemy pod uwagę stopę
bezrobocia (19% w Łodzi w stosunku do np. 7% w Poznaniu) czy też przeciętne
miesięczne wynagrodzenie brutto.
Nie można być liderem w każdej dziedzinie. Pewne dane i fakty będą jednak zawsze
budzić negatywne społeczne emocje i dezaprobatę. Wnikliwe zapoznanie się z nimi
być może zaowocuje próbą kreacji nowej zdrowszej rzeczywistości. Magistra vitae
est (historia nauczycielką życia). W dzisiejszych czasach okazuje się, że
statystyka i demografia również.
Aneta Piątek
Na podstawie: Łódź w liczbach 2004, Urząd Statystyczny w Łodzi
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Fatalne prognozy demograficzne dla Polski
Fatalne prognozy demograficzne dla Polski Chaire,
poniższy artykuł z dzisiejszej GW. I pomysleć, że grupa zaślepionych
liberałów i feministek jest na tym Forum przeciwna promowaniu dzietności.
Wolą zapewne, aby Polaków zastępować Arabami, nie bacząc na to, że to jest
społęczne samobójstwo. Muzułmanie nie pozwolą ani na liberalzim, ani na
feminizm.
A będzie potrzeba mnóstwo imigrantów. Po roku 2010 na emerytury zaczyna
przechodzić powojenny wyż demograficzny. Skąd wziąć pieniądze na ich
emerytury? Jeszcze gorzej będzie po 2040, kiedy to emerytury przechodzić
będzie wyż z lat 80-tych. Wtedy albo podatki będą szły w całości na
emerytury, albo też emeryci umierać będą z głodu.
Sądzicie, że imigracja zapewni na to środki? Nie jestem przekonany, że masowa
imigracja gotowa będzie łożyć na obcych etnicznie emerytów. A przecież
konieczne będzie sprowadzenie kilkunastu milionów ludzi, aby utrzymać relację
2 zatrudnionych na jednego emeryta.
T.
Fatalne dane demograficzne dla Polski
W ciągu najbliższych 50 lat w Indiach urodzi się pół miliarda ludzi. Za pół
wieku będzie to najludniejszy kraj świata.
Fot. PANKAJ NANGIA/ AP
ZOBACZ TAKŻE
• Komentuje dr Irena Kowalska z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły
Głównej Handlowej w Warszawie (19-08-04, 18:56)
Andrzej Hołdys 19-08-2004, ostatnia aktualizacja 19-08-2004 18:55
Na ludnościowej mapie świata szykują się rewolucyjne zmiany - wynika z
najnowszej prognozy amerykańskich demografów. Polska wypada w niej źle - za
pół wieku będzie nas mniej o 6 mln.
czytaj dalej »
r e k l a m a
Chiny stracą prowadzenie na rzecz Indii, na trzecim miejscu pozostaną USA,
których ludność zwiększy się aż o połowę. Podobnie będzie z czwartą na liście
Indonezją. Na piąte miejsce z dziewiątego awansuje Nigeria. Z pierwszej
dziesiątki spadną Rosja i Japonia, a ich miejsce zajmą dwa afrykańskie kraje -
Demokratyczna Republika Kongo i Etiopia. Jedynym kontynentem, którego
populacja będzie się kurczyć, jest Europa.
Biednych przybędzie najwięcej
Takie prognozy przedstawił renomowany instytut demograficzny Population
Reference Bureau (PRB) w Waszyngtonie. Dotyczą one roku 2050, a więc - jak
podkreślają demografowie - bardzo bliskiej przyszłości. Według raportu PRB za
niecałe pół wieku świat będzie zamieszkiwało 9,3 miliarda ludzi, czyli o 3
mld więcej niż obecnie.
Większość nowych mieszkańców Ziemi urodzi się w słabo rozwiniętych krajach
Afryki i Azji. Państwa o wysokim poziomie dochodu narodowego, z wyjątkiem
USA, będą nadal traciły na znaczeniu. Jaskrawym przykładem tego zjawiska jest
przewidywany przez ekspertów PRB błyskawiczny awans Nigerii. Dziś ten kraj
liczy 137 mln ludzi, za 45 lat jego populacja wzrośnie do ponad 300 mln.
Innym przykładem, jeszcze bardziej spektakularnym, jest sąsiedni Niger, który
dziś liczy 12 milionów ludzi, a w 2050 roku ma ich być 53 mln. - Szacujemy,
że 99 proc. wzrostu przypadnie na kraje znajdujące się na niskim poziomie
rozwoju gospodarczego - stwierdzają autorzy prognozy.
Jeden Chińczyk, jeden Amerykanin
Co piąty nowo narodzony człowiek będzie mieszkańcem Indii. Populacja tego
kraju zwiększy się aż o ponad 500 mln, przekraczając poziom 1,6 mld. Za to
Chińczycy nie będą już tak skłonni do prokreacji. Do 2050 roku urodzi się
ich - według prognozy waszyngtońskiego ośrodka - "zaledwie" 130-140 mln,
czyli mniej niż Nigeryjczyków.
Podobna jak w Chinach liczba ludzi przyjdzie na świat w USA. Można powiedzię,
że oba kraje osiągną stan równowagi demoagraficznej - na każdego nowo
narodzonego Chińczyka będzie przypadał jeden Amerykanin.
W zbliżonym tempie będzie się też zwiększała populacja dwóch sąsiadów Indii -
Pakistanu i Bangladeszu. Łącznie w tych trzech krajach żyć będzie za niecałe
pół wieku 2,2 mld ludzi, dziś jest to 1,4 mld. - Co roku rodzić się tam
będzie średnio 20 mln ludzi - mówi Carl Haub, ekspert PRB.
Europa - źle, Polska - jeszcze gorzej
Na koniec - nasz kawałek planety. Demograficzna przepaść między Europą a
resztą świata będzie się szybko pogłębiała - twierdzą autorzy raportu. Ich
zdaniem najgorsza przyszłość czeka kraje wschodniej części kontynentu.
Ludność Bułgarii zmniejszy się aż o jedną trzecią - z 8 mln do 5 mln.
Wyraźnie ubędzie też Rumunów - o 27 proc. (mniej o 6 mln), Węgrów - o 25
proc. (mniej o 2,5 mln), Ukraińców - o 19 proc. (o 9 mln mniej) i Rosjan - o
17 proc. (mniej o 25 mln mieszkańców).
Ludności przybędzie przede wszystkim w krajach północnej Europy, takich jak
Norwegia, Szwecja, Irlandia czy Islandia. Jednak najwięcej mieszkańców (po 4-
5 mln) zyskają dwa państwa, gdzie dużo jest imigrantów - Wielka Brytania i
Francja. Za to liczba Niemców zmniejszy się o 7 mln.
No i Polska. Niestety, eksperci PRB nie mają dla nas dobrych wieści. Wedle
ich prognoz w 2050 roku w naszym kraju będzie mieszkało 32,4 mln ludzi, czyli
o prawie 6 mln mniej niż dziś. Podobnie jak inne kraje naszego regionu
należymy do społeczeństw, które szybko się starzeją. Płodzimy też coraz mniej
dzieci. Efekt? Mniej niż co piąty Polak (18 proc.) ma dziś poniżej 15 lat.
Tymczasem w Indiach ten odsetek wynosi 36 proc., a wielu krajach afrykańskich
przekracza 40 proc. - pokazują dane przedstawione przez waszyngtoński
instytut.
Szczególnie fatalnie wypadamy pod względem dzietności kobiet. Demografowie z
PRB szacują, że statystyczna Polka urodzi zaledwie jedno dziecko - dokładnie
wskaźnik ten wynosi u nas 1,2 i jest jednym z najniższych na świecie.
(reprodukcja prosta, czyli dokładne zastępowanie jednego pokolenia następnym,
ma miejsce wówczas, gdy na kobietę przypada 2,1 dziecka). Dla porównania
mieszkanka Indii urodzi średnio troje dzieci, a Nigru - to rekord światowy -
ośmioro.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Fatalne dane demograficzne...
Fatalne dane demograficzne... serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,2238612.html
Fatalne dane demograficzne dla Polski
W ciągu najbliższych 50 lat w Indiach urodzi się pół miliarda ludzi. Za pół
wieku będzie to najludniejszy kraj świata.
Fot. PANKAJ NANGIA/ AP
ZOBACZ TAKŻE
• Komentuje dr Irena Kowalska z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły
Głównej Handlowej w Warszawie (19-08-04, 18:56)
Andrzej Hołdys 19-08-2004, ostatnia aktualizacja 19-08-2004 18:55
Na ludnościowej mapie świata szykują się rewolucyjne zmiany - wynika z
najnowszej prognozy amerykańskich demografów. Polska wypada w niej źle - za
pół wieku będzie nas mniej o 6 mln.
Chiny stracą prowadzenie na rzecz Indii, na trzecim miejscu pozostaną USA,
których ludność zwiększy się aż o połowę. Podobnie będzie z czwartą na liście
Indonezją. Na piąte miejsce z dziewiątego awansuje Nigeria. Z pierwszej
dziesiątki spadną Rosja i Japonia, a ich miejsce zajmą dwa afrykańskie kraje -
Demokratyczna Republika Kongo i Etiopia. Jedynym kontynentem, którego
populacja będzie się kurczyć, jest Europa.
Biednych przybędzie najwięcej
Takie prognozy przedstawił renomowany instytut demograficzny Population
Reference Bureau (PRB) w Waszyngtonie. Dotyczą one roku 2050, a więc - jak
podkreślają demografowie - bardzo bliskiej przyszłości. Według raportu PRB za
niecałe pół wieku świat będzie zamieszkiwało 9,3 miliarda ludzi, czyli o 3
mld więcej niż obecnie.
Większość nowych mieszkańców Ziemi urodzi się w słabo rozwiniętych krajach
Afryki i Azji. Państwa o wysokim poziomie dochodu narodowego, z wyjątkiem
USA, będą nadal traciły na znaczeniu. Jaskrawym przykładem tego zjawiska jest
przewidywany przez ekspertów PRB błyskawiczny awans Nigerii. Dziś ten kraj
liczy 137 mln ludzi, za 45 lat jego populacja wzrośnie do ponad 300 mln.
Innym przykładem, jeszcze bardziej spektakularnym, jest sąsiedni Niger, który
dziś liczy 12 milionów ludzi, a w 2050 roku ma ich być 53 mln. - Szacujemy,
że 99 proc. wzrostu przypadnie na kraje znajdujące się na niskim poziomie
rozwoju gospodarczego - stwierdzają autorzy prognozy.
Jeden Chińczyk, jeden Amerykanin
Co piąty nowo narodzony człowiek będzie mieszkańcem Indii. Populacja tego
kraju zwiększy się aż o ponad 500 mln, przekraczając poziom 1,6 mld. Za to
Chińczycy nie będą już tak skłonni do prokreacji. Do 2050 roku urodzi się
ich - według prognozy waszyngtońskiego ośrodka - "zaledwie" 130-140 mln,
czyli mniej niż Nigeryjczyków.
Podobna jak w Chinach liczba ludzi przyjdzie na świat w USA. Można powiedzię,
że oba kraje osiągną stan równowagi demoagraficznej - na każdego nowo
narodzonego Chińczyka będzie przypadał jeden Amerykanin.
W zbliżonym tempie będzie się też zwiększała populacja dwóch sąsiadów Indii -
Pakistanu i Bangladeszu. Łącznie w tych trzech krajach żyć będzie za niecałe
pół wieku 2,2 mld ludzi, dziś jest to 1,4 mld. - Co roku rodzić się tam
będzie średnio 20 mln ludzi - mówi Carl Haub, ekspert PRB.
Europa - źle, Polska - jeszcze gorzej
Na koniec - nasz kawałek planety. Demograficzna przepaść między Europą a
resztą świata będzie się szybko pogłębiała - twierdzą autorzy raportu. Ich
zdaniem najgorsza przyszłość czeka kraje wschodniej części kontynentu.
Ludność Bułgarii zmniejszy się aż o jedną trzecią - z 8 mln do 5 mln.
Wyraźnie ubędzie też Rumunów - o 27 proc. (mniej o 6 mln), Węgrów - o 25
proc. (mniej o 2,5 mln), Ukraińców - o 19 proc. (o 9 mln mniej) i Rosjan - o
17 proc. (mniej o 25 mln mieszkańców).
Ludności przybędzie przede wszystkim w krajach północnej Europy, takich jak
Norwegia, Szwecja, Irlandia czy Islandia. Jednak najwięcej mieszkańców (po 4-
5 mln) zyskają dwa państwa, gdzie dużo jest imigrantów - Wielka Brytania i
Francja. Za to liczba Niemców zmniejszy się o 7 mln.
No i Polska. Niestety, eksperci PRB nie mają dla nas dobrych wieści. Wedle
ich prognoz w 2050 roku w naszym kraju będzie mieszkało 32,4 mln ludzi, czyli
o prawie 6 mln mniej niż dziś. Podobnie jak inne kraje naszego regionu
należymy do społeczeństw, które szybko się starzeją. Płodzimy też coraz mniej
dzieci. Efekt? Mniej niż co piąty Polak (18 proc.) ma dziś poniżej 15 lat.
Tymczasem w Indiach ten odsetek wynosi 36 proc., a wielu krajach afrykańskich
przekracza 40 proc. - pokazują dane przedstawione przez waszyngtoński
instytut.
Szczególnie fatalnie wypadamy pod względem dzietności kobiet. Demografowie z
PRB szacują, że statystyczna Polka urodzi zaledwie jedno dziecko - dokładnie
wskaźnik ten wynosi u nas 1,2 i jest jednym z najniższych na świecie.
(reprodukcja prosta, czyli dokładne zastępowanie jednego pokolenia następnym,
ma miejsce wówczas, gdy na kobietę przypada 2,1 dziecka). Dla porównania
mieszkanka Indii urodzi średnio troje dzieci, a Nigru - to rekord światowy -
ośmioro.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Ulubiony temat - OfeZus ;)
cd tekstu:
Dodajmy trochę hasełek w stylu: "Rząd powstał po to, by wyprzedawać majątek narodowy", "Rząd nie wykonuje uchwał Sejmu dotyczących prywatyzacji." Argumenty Samoobrony to już prawdziwy kabaret pod nazwą "kotwic Leppera". Samoobrona "domaga się przeniesienia z zagranicy do Polski 80 proc. rezerwy dewizowej i ulokowanie jej w Banku Gospodarstwa Krajowego. BGK w oparciu o lokatę około 28 mld euro może uruchomić szeroką akcję kredytowania i przygotowania inwestycji infrastrukturalnych". "Domagamy się rozwiązania w 60 proc. rezerwy rewaluacyjnej w Narodowym Banku Polskim, wypłaty z tego tytułu należnego budżetowi państwa zysku NBP w kwocie 18 mld zł, a następnie zdeponowania tego zysku w BGK".
Wraca temat podwyższanych składek na ubezpieczenie społeczne. "W Polsce ponad 1,5 mln osób wysoko zarabiających pracowników najemnych. Przerejestrowali się na samodzielne prowadzenie działalności jako jednoosobowe firmy. Korzystają w związku z tym z przywilejów ZUS i płacą w związku z tym kilkakrotnie razy mniej, niżby płacili inaczej. To jest dyskryminacja? To jest patologia i właśnie ta propozycja chce złagodzić tę patologię". To słowa naszego obecnego Premiera. Przypomnę, jest on profesorem ekonomii. Chciałbym zapytać Pana Premiera, z jakich to przywilejów korzystają ci ludzie? Z tych samych co inni i z tych, z których korzystali wcześniej, ale płacili znacznie więcej ("inaczej"), a może z tych, z których nie korzystali, gdy płacili więcej? W czym człowiek zarabiający więcej jest gorszy od tego, który zarabia mniej? Z czym się wiąże płacona niższa składka na ubezpieczenie społeczne? Niższą emeryturą? Przecież każdy, kto decyduje się płacić niższą składkę jest tego świadom i każdy jest świadom, że ta emeryturę jest sobie sam w stanie zapewnić. Poza tym to właśnie polski system powoduje, że na etacie nie opłaca się już pracować. Masz wysoki dochód? Płacisz wyższy podatek, wg wyższej stawki. Teraz masz również płacić więcej na ubezpieczenie społeczne. Państwo na siłę chce ci dać wyższą emeryturę, choć więcej zarobiłbyś odkładając różnicę w składkach w banku. Przecież profesor ekonomii ma tego świadomość. Ile można odrzucić rozsądku dla polityki? "Dla nas najważniejsze jest to, by wprowadzić system, w którym składki będą zróżnicowane. Znaczenie fiskalne tego rozwiązania jest istotne, ale drugorzędne. Ważne jest, żeby wprowadzić zasadę, która jest zdrowa" - mówił Belka. O jakim zdrowiu mówimy?
Temat systemu emerytalnego to temat rzeka. Ostatnio ukazało się kilka ciekawych informacji i wypowiedzi. BCC uważa, że polski system emerytalny jest poważnie zagrożony i jeśli nie zostanie wdrożony program naprawczy, przyszli emeryci będą dostawali niskie świadczenia bez względu na to, ile pieniędzy włożyli do systemu. Za jeden z głównych problemów podaje się słabe rozwinięcie III filaru, a w szczególności Pracowniczych Programów Emerytalnych (PPE). Niepokojące informacje napływają z krajów znacznie od nas zamożniejszych. "Ponad 9 mln Brytyjczyków cierpi biedę na stare lata - wynika z opublikowanego we wtorek raportu o emerytach przygotowanego przez pozarządową Komisję Emerytur. W Wielkiej Brytanii mieszka ok. 58 mln osób. Założona przed ponad rokiem w Wielkiej Brytanii Komisja Emerytur wylicza, że aby sytuacja emerytów uległa zmianie, rząd musiałby jednocześnie podnieść podatki, zwiększyć oszczędności oraz nakazać obywatelom dłużej pracować. Wydatki na emerytury musiałyby wzrosnąć o 57 miliardów funtów (ok. 107 mld dolarów), aby za 40 lat zapewnić emerytom standard życia porównywalny z dzisiejszym." ..." W 2040 roku 80 procent Brytyjczyków będą stanowili ludzie powyżej 65 roku życia. ... przez ostatnie 25 lat Brytyjczycy żyli w >>raju głupców<<. Rząd brytyjski zgadza się, że problem należy rozwiązać, ale przed wyborami nie chce podejmować żadnych kroków, które mogłyby być niepopularne w opinii wyborców. (PAP) Znany problem prawda?
U nas badanie nad podobnym problemem przeprowadziły Polskie Forum Strategii Lizbońskiej i Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Wg niego w Polsce coraz więcej osób przechodzi na wcześniejsze emerytury; jednocześnie społeczeństwo starzeje się i coraz mniejsza grupa będzie pracować na emerytury dla ludzi starszych. Utrzymywanie się takiej sytuacji w kolejnych latach spowoduje, że w przyszłości emerytury będą zbyt niskie, by zapewnić "godne życie" emerytom, a gospodarka nie będzie mogła szybko się rozwijać z powodu braku rąk do pracy.
I teraz najlepsze - "przeciętna Polka staje się emerytką w wieku 56 lat (w Unii - 60,5 lat), Polak zaś w wieku 58 lat (w UE - 61 lat). Badania dotyczące wydłużenia lat pracy dla kobiet wykazały, że nie ma zgody na takie rozwiązanie. Kobiety motywowały swoją niechęć do dłuższej pracy zmęczeniem i złym stanem zdrowia." No pewnie, najlepiej przejść na emeryturę w wieku 40 lat. "Badanie przeprowadzone przez Instytut Statystyki i Demografii przy Szkole Głównej Handlowej wykazało, że Polacy chcą wcześniej przechodzić na emeryturę: mężczyźni w wieku 58 lat, a kobiety - 53 lat." Przyznam, że mnie te liczby przerażają. Ludzie w kwiecie wieku chcą przechodzić na emeryturę? Perspektywy mamy więc nie lepsze niż Brytyjczycy.
Chyba skończę już to marudzenie, a miałem napisać parę zdań o prywatyzacji PKO BP. Powstrzymam się jednak by nie zanudzać, a za cały tekst na ten temat niech wystarczy depesza PAP-u. Podkreślenia moje. "Na akcjach PKO BP >>na pewno można zarobić<< 4 proc., ponieważ tyle wynosi dyskonto (upust w cenie - PAP) - powiedział w poniedziałek w programie 1 TVP minister skarbu Jacek Socha. Według Sochy, w ciągu roku na akcjach PKO BP >>można zarobić<< kolejne 5 proc., ponieważ posiadacz 20 akcji banku dostanie za nie jedną darmową akcję. "Cała reszta to siła rynku i siła banku, a bank jest atrakcyjny i ciekawy" - powiedział Socha. (PAP). Przypomnę, że minister skarbu był wcześniej szefem organu nadzorującego nasz rynek kapitałowy. Organ ten jest m.in. odpowiedzialny za edukację.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Wstrzemięźliwoś seksualna a religia katolicka.
Wstrzemięźliwoś seksualna a religia katolicka. Renata Krzyszkowska
Stracona niewinność
Specjaliści nie mają wątpliwości, że średni wiek inicjacji seksualnej obniżył się i będzie się jeszcze obniżał. Tymczasem im wcześniej rozpocznie się współżycie, tym więcej jest późniejszych komplikacji: nerwic seksualnych, depresji, chorób przenoszonych drogą płciową.
Okres młodości cały czas się wydłuża. Młodzież dłużej się uczy, później zakłada rodziny, ma więcej czasu na samorealizację. Szukanie spełnienia, satysfakcji i przyjemności przenosi się także na wybory i zachowania w dziedzinie seksualnej. Tą sferą życia zaczynają się interesować coraz młodsi.
- Dodatkowo zwiększa się zakres swobody i wolności młodych ludzi. Ich świat stał się w pewnym sensie niezależny od świata dorosłych. Zjawisko to zaczęło występować już w latach 60. ubiegłego wieku. Autorytetem przestali być starsi, a stali się rówieśnicy, idole popkultury. Zmieniło się też podejście do spraw seksu. W Polsce proces ten uwidocznił się trochę później niż na Zachodzie, bo dopiero na początku lat 90. Poprawa warunków życia, otwarcie się na Zachód sprzyjały poszukiwaniu i odkrywaniu różnych obszarów samorealizacji i spełnienia także w miłości - mówi dr Wiktoria Wróblewska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH w Warszawie.
Nie małżeństwo, a chęć szczera
Już dawno legły w gruzach wszelkie granice ludzkiej intymności. Młodzież jest zewsząd bombardowana erotyką. Coraz bardziej do lamusa odchodzą tradycyjne wzorce obyczajowe ze sfery płciowości i życia seksualnego. Tylko w latach 1988-1994 aż dwukrotnie zmniejszył się odsetek osób opowiadających się za zasadą, według której warunkiem podjęcia współżycia jest zawarcie małżeństwa. W 1988 r. wynosił on 44 proc, a sześć lat później już tylko 21 proc. Coraz częstszy jest pogląd, że nie małżeństwo, a związek uczuciowy jest wystarczającym warunkiem podejmowania kontaktów seksualnych. Ze statystyk wynika, że obecnie nastolatki przechodzą inicjację seksualną o dwa lata wcześniej niż pokolenia ich rodziców. - Czynnikami współwystępującymi ze zwiększonym ryzykiem wczesnej inicjacji w Polsce jest nauka w szkole zasadniczej zawodowej, słabe wyniki w nauce, częsty kontakt z alkoholem, odwiedzanie internetowych stron pornograficznych i czytanie czasopism pornograficznych. Nie bez znaczenia może być też częste wychodzenie na dyskoteki - wymienia dr Wiktoria Wróblewska.
Religia pomaga
Choć cały czas postępuje rozluźnienie obyczajowości seksualnej nastolatków, Polska w porównaniu z innymi krajami europejskimi jest pod tym względem jeszcze w stosunkowo dobrej sytuacji. Świadczy o tym porównanie wyników badania Health Behaviour in School-aged Children Study, którym objętych było ponad 30 krajów. Należymy do grupy krajów o najniższym odsetku młodzieży, która deklarowała inicjację seksualną w wieku do 15 lat.
Jak wynika z badań „Zachowania i postawy studentów w sferze seksualnej", przeprowadzonych przez Instytut Statystyki i Demografii SGH, istotnym czynnikiem opóźniającym inicjację seksualną młodzieży w Polsce jest system wartości wynikający z ich przekonań religijnych. W grupie studentów, dla których religia miała duże znaczenie, zdecydowana większość (71 proc. kobiet i 68 proc. mężczyzn) nie podjęła współżycia, podczas gdy wśród tych, dla których religia nie miała znaczenia, odsetek bez doświadczenia inicjacji seksualnej był na poziomie poniżej 25 proc. dla mężczyzn i 27 proc. dla kobiet.
Przytul i porozmawiaj
Niestety, coraz częściej tradycyjne wartości nie wytrzymują zderzenia z napływem kultury zachodniej, wszechobecną promocją swobody seksualnej. Rodzice, słysząc, że bardzo młodzi ludzie współżyją seksualnie, prawie zawsze myślą, że ich dzieci na pewno to jeszcze nie dotyczy i nic w tej kwestii nie robią. Szkoda, bo specjaliści są zgodni, że umiejętne uświadamianie dzieci w sprawach życia płciowego powinno się rozpocząć jeszcze przed okresem dojrzewania.
Seks nieletnich ma wiele przyczyn. Ciekawość, zabawa, chęć zaimponowania innym, nawet chęć czerpania z tego korzyści materialnych. Jednak chyba najważniejszym powodem jest potrzeba bliskości i miłości, której brakuje w rodzinach. Z różnych badań wynika, że współżycie seksualne najwcześniej rozpoczynają dziewczęta, które nie mają oparcia w rodzinie, bo panuje tam np. alkoholizm lub choćby chłód emocjonalny, rodzice się kłócą albo po prostu nigdy nie mają dla nich czasu.
Przez seks młodzi ludzie chcą pozyskać drugiego człowieka, być z nim, czuć jego bliskość. - Oczekują, że ten drugi człowiek będzie uprzejmy, wrażliwy, troskliwy, serdeczny. Niestety, będąc jeszcze niedojrzałymi emocjonalnie i psychicznie, nie są w stanie dokonywać właściwych wyborów. Wkraczając w obszar seksu zbyt wcześnie i w niewłaściwy sposób doznając zawodu, czują się oszukani. Sfera seksualna przenika wszystkie inne sfery psychologiczne. Zbyt wczesne rozpoczęcie życia seksualnego powoduje swego rodzaju skostnienie struktury osobowości, bo zatrzymuje jej rozwój - mówi prof. Krystyna Ostrowska z Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
Balast na całe życie
Wczesne związki seksualne to także ciąże i przedwczesne rodzicielstwo oraz niekiedy poważne konsekwencje zdrowotne. Istnieje ponad 20 chorób przenoszonych drogą płciową. Wiele infekcji narządów płciowych przebiega często bezobjawowo, by po wielu latach prowadzić do niepłodności czy nowotworów narządów rodnych, np. raka szyjki macicy.
Badania przeprowadzone m.in. w Finlandii, USA i Wielkiej Brytanii wskazują na związek pomiędzy doświadczeniem wczesnej inicjacji seksualnej a zwiększonym ryzykiem depresji, myśli i prób samobójczych, aktów przemocy, a także dalszych ryzykownych zachowań seksualnych. Wiele problemów natury psychicznej powiązanych z wczesną inicjacją seksualną może pozostać na całe życie.
opr.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: LUBLIN BEZ PRZYSZŁOŚCI - demografia
LUBLIN BEZ PRZYSZŁOŚCI - demografia KURIER LUBEWLSKI WIADOMOŚCI: Miasto bez przyszłości
LUBLIN NIE BĘDZIE MIASTEM, KTÓRE DOGONI ZACHODNIE METROPOLIE. ZA 30 LAT KOZI
GRÓD STANIE SIĘ MIASTEM STARCÓW
Olbrzymia pompa migracyjna, czyli lubelskie uniwersytety, przez lata zasilała
Lublin i przyczyniała się do wzrostu jego populacji. Teraz pompa zwalnia i
zatrzyma się za 5 lat. Zacznie się wielka ucieczka z Lublina. Odejdzie 60
tys. mieszkańców! Za 25 lat miasto zamieni się w wyludniający się wieczorem
zakład pracy.
Lubelski Urząd Statystyczny pracuje już pełną parą nad wynikami badań
demografii i migracji dla Lublina za 2004 r. Prognoza mówi, że do 2030 r.
będzie nas o 60 tys. mniej.
– Nasze badania wciąż potwierdzają prawdziwość prognozy – stwierdza Maria
Bilska, z-ca dyrektora Urzędu Statystycznego w Lublinie. – Rok temu po raz
kolejny zostało to przez nas odnotowane.
To, że liczba ludności w Lublinie jeszcze wzrasta, stanowi chlubny wyjątek na
demograficznej mapie Polski. Z innych metropolii już zaczął się odpływ. Nas
co roku przybywa o około 1000 osób. Ta cyfra to wynik rachunku
uwzględniającego urodziny, zgony i najważniejsze dla naszego miasta przyjazdy.
– Przez lata „uniwersytecka
pompa migracyjna” zasysała do Lublina nowych mieszkańców – tłumaczy Maria
Bilska. – Część absolwentów odchodziła, ale spory procent osiedlał się w
mieście na stałe.
Pompa działa w coraz bardziej skomplikowanym środowisku i wyraźnie zamiera.
Absolwenci uczelni i szkół średnich wyruszają w świat w poszukiwaniu pracy.
Ci, którzy zostali tu przed laty i osiągnęli pewien sukces, przenoszą się do
lubelskich osiedli podmiejskich. I coraz mniej osób przychodzi na ich miejsce.
– Część ludzi szuka szczęścia w Europie – dodaje prof. Janina Jóźwiak z
Instytutu Statystyki i Demografii SGH w Warszawie.
Zadziała jednak także zupełnie inny mechanizm. Mieszkańcy wyruszą do tzw.
miast satelickich, czyli położonych w pobliżu metropolii. To spowoduje
kolejny spadek miejskiego przyrostu naturalnego.
– Przyrosty rzędu około 1000 osób rocznie utrzymają się najwyżej do 2010
roku – brzmi werdykt naukowców.
Potem z Lublina rozpocznie się wielki odpływ. Początkowo z miasta ubywać
będzie od kilkuset do 1000 osób rocznie. W 2017 r. z Lublina wyjedzie ich już
3 tysiące i tak będzie rok w rok. W 2024 roku liczba ta podskoczy do 4
tysięcy! Do 2030 roku będzie nas o 60 tysięcy mniej niż obecnie.
Kobiet będzie o 23 tysiące więcej niż mężczyzn. Ważne jest, że emigrować będą
ludzie najbardziej wartościowi z punktu widzenia rozwoju miasta, bo w wieku
produkcyjnym.
Miasto „kurczy się” też, bo gwałtownie maleje przyrost naturalny. Wielu
dorabiających się młodych ludzi w wieku dwudziestu paru lat woli w ogóle nie
wiązać się w pary. Socjolodzy wymyślili już dla nich specjalne nazwy, takie
jak: single, pokolenie BIG MAC – to młodzi gniewni i samotni. Dla
bezdzietnych par przygotowano natomiast anglojęzyczne pojęcie DINKS.
Bezdzietny model rodziny promują media i znane pary. Jak podkreślają
socjolodzy, cechą kultury nowoczesnej jest kierowanie się na przyjemności. Po
wychowaniu jednego dziecka ludzie orientują się, jakie to trudne.
Przyjemność, zabawa, zadowolenie to hasła naczelne dla młodych XXI wieku.
Marian Pilipiak, antropolog kultury UMCS, uważa, że przyczyn malejącej
populacji jest przynajmniej kilka.
– Ludzie na początek podają kwestie kłopotów ekonomicznych, ale nie sądzę,
żeby był to główny motor ich działań – twierdzi Marian Pilipiak, socjolog z
UMCS. – Kiedyś rodzice chcieli mieć dużo dzieci, żeby mieć pewność, że na
stare lata ktoś się nimi zaopiekuje, a dzisiaj tę sprawę rozwiązują
świadczenia socjalne.
Zdaniem dr Wiesława Łagodzińskiego, socjologa z GUS, w 2030 roku Lublin
będzie miastem właśnie starych ludzi.
Badacze podkreślają też jeszcze jeden aspekt malejącego przyrostu.
– Teraz kobiety na urodzenie pierwszego dziecka czekają do trzydziestki.
Najpierw praca i kariera, a dopiero potem potomstwo. Tylko że najczęściej na
dzieci jest już wtedy za późno. Sam znam kilka par z 5-, 6-letnim stażem,
które mają z tym kłopoty – mówi Marian Pilipiak.
Młodzi uciekają też z Lublina w poszukiwaniu lepszych perspektyw.
– Oni widzą, że nie mają tu żadnych szans. To niezmiernie smutne, ale moi
studenci coraz częściej wyjeżdżają za granicę – podsumowuje socjolog.
Opisane tendencje dotyczą nie tylko samego Lublina, ale również całego
województwa. Malejące wskaźniki przyrostu naturalnego odnotowuje się w coraz
większej liczbie gmin. Warto podkreślić, że to zjawisko charakterystyczne dla
bogatych obszarów.
Problem ten dotyczy nie tylko Polski. Cała populacja krajów rozwiniętych
kurczy się i starzeje. Obecnie na świecie żyje ok. 630 milionów
sześćdziesięciolatków. Według prognoz ONZ, w 2050 roku liczba ta wzrośnie do
ponad dwóch miliardów. W opinii demografów, wiek XXI będzie wiekiem następstw
procesu starzenia się ludności.
Dla kraju i samorządów lokalnych stanowi to spory problem. Od demografii
ludności będzie zależał kryzys lub rozkwit wielu grup zawodowych. Spadek
liczby urodzeń sprawi, że zatrudnienie straci wiele położnych, wychowawców
przedszkolnych, nauczycieli, zwłaszcza nauczania początkowego. Za to wzrośnie
popyt na różnorodne świadczenia dla osób starszych, np. usługi finansowe,
porady prawne, zabiegi rehabilitacyjne, pozarodzinną opiekę pielęgniarską,
prace naprawcze.
Agnieszka Dziaman
Tomasz Stawecki
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: prawo do Hitlera i....komór gazowych
Nie ma czegoś takiego jak "bilans demograficzny", rychodebilu. Ostatni spis
powszechny w Polsce był w 1931 r., następny dopiero w bodajże 1948, czyli już
po wielkiej fali ruchów migracyjnych w całej Europie, zmianie granic, a w
przypadku Żydów - śmierci milionów i rozbiciu zasiedziałych zbiorowisk,
istniejących od wieków diaspor. Część Żydów pozostała w ZSRS, po wchłonięciu
przez imperium zła polskich terenów na wschodzie. Z tych i innych powodów
bardzo trudno jest dokonać porównań statystycznych, w dodatku nie znając kwoty
wejściowej - ilu Żydów było w Europie 1.9.1939 roku i ilu z nich znalazło się
na terenach opanowanych przez nazistów i ich satelitów? Przez całą wojnę trwała
(rozpoczęta juz przed wybuchem wojny) emigracja Żydów z Europy do Palestyny i w
innych kierunkach. W tym samym czasie trwała budowa podstaw przyszłego państwa
żydowskiego, Żydzi migrowali również na tereny zachodnich stref okupacyjnych
(na wschodzie utracili podstawy dawnej egzystencji, materialne, rodowe i
organizacyjne), w dodatku exodus ten odbywał się po części nielegalnie,
szczególnie na Bliski Wschód. Nie wiadomo także ilu Żydów doatrło do USA,
ponieważ od 1943 r. władze amerykańskie nie rejestrowały ich jako Jude i tak
dalej i tak dalej - twierdzić, że statystyki demograficzne umożliwiają
uchwycenie konkretnych wartości z błędem mniejszym od setek tysięcy może tylko
półmózg lub rysio.
Mały przykład na konkretnym przypadku: polska reprezentacja olimpijska w
szachach wyjechała w przeddzień wojny do Argentyny, a składała się prawie
wyłacznie z Żydów i siłą rzeczy została tam na lata. Wybitny polski szachista,
Mieczysław Najdorf, stracił w czasie wojny całą bliską rodzinę, pozostał więc w
Argentynie na stałe, przyjął jej obywatelstwo i jako Miguel Najdorf zdobywał
punkty w kolejnych szachowych olimpiadach aż do lat bodajże 80. Według
rychodebila Najdorf zginął w holokauście, bo przed wojną mieszkał w Warszawie,
a po wojnie - nie!
Przy okazji chcialbym prosić, byś, o ile oczywiście potrafisz, nie kłamał na
mój temat. Jeżeli stwierdzam, że zdjęcie lotnicze dowodzi braku otworu
wrzutowego, to nie ja coś sugeruję, jeno przedstawiam fakty - czyli ulubiony
Twój cel do polemik. Dlaczego otworów nie było, to kwestia do wyjasnienia (np.
nie było komór gazowych, były, lecz inaczej funkcjonowały, pojawiły się po
wykonaniu zdjęcia i tak dalej), możliwości jest sporo i to warto sobie
przedyskutować, zamiast jak fanatycznie się zaperzać, bo ktoś tu podważa
informacje, którymi nakarmiono Cię w przedszkolu dla dzieci specjalnej
troski... Jeżeli nie ma dowodów na istnienie X, to nie mozna twierdzić, że X
istniał, można co najwyżej dopuszczać potencjalną mozliwość zaistnienia X. Masz
również trudności z odbiorem faktów - 4-metrowy stos np. obuwia jest po prostu
4-metrowym stosem obuwia, ze zdjęcia takiej sterty nie wynika żaden inny fakt,
który mozna określic jako dowód istnienia komór gazowych. Oczywiście, sterta
tysięcy butów sugeruje, że ich właściciele zginęli, jednak nadal nie poświadcza
to sposobu, w jaki stracili zycie. Nawiasem pisząc śmiertelność w Ałszwic była
wysoka tak bardzo, że nawet na oficjalnej stronie muzeum oświęcimskiego możesz
przeczytać, że więcej ludzi zginęło z powodu nieludzkiegi traktowania, chorób i
morderst nieprzemysłowych, niż w komorach gazowych...
Jeżeli na zdjęciu nie ma przedmiotu X - to znaczy, że w chwili, gdy je
pstrykano, rzeczy tej nie było na tym miejscu. To jest fakt, ameborysiu. Fakt,
z którego wynikają rozmaite rzeczy, szczególnie jeśli mowa jest nie o wazonie,
który można w każdej chwili postawić, ale stałej budowli. Zapamiętaj sobie,
przygłupie, że Ty dokonujesz bezpodstawnych nadinterpretacji - obecność cyjanku
na ścianach komór gazowych nie jest argumentem rozstrzygającym, ponieważ tym
bardziej powinieneś wtedy za komory gazowe uznać także odwszalnie. Wymyśliłeś
sobie "technologiczny ciąg" i z pianą na wykrzywionych wściekłością ustach
kwestionujesz każdy fakt, który zaprzecza Twojej dziecinnej teorii. Piszesz, że
więźniowie wynosili ciała innych więźniów - okej, ale nie zmienia to faktu, że
komory gazowe trzeba było najpierw wywietrzyć, bo jeśli sonderkomando padłoby w
trakcie tej pracy trupem, to i tak ktoś inny musiałby robotę wykonać, głupku!
To zabiera sporo czasu, szczególnie, że nie było systemu odpowietrzania, a więc
świadczy o tym, że cyjanowodór nie był ekonomiczny w zastosowaniu.
Na koniec wyprostuję pewne nieporozumienie (choć, jak się domyslam, to Twoja
rozmyślna złośliwość) - ja (ani chyba nikt na świecie) nie twierdzę, że
towarzysz Adolf nie ma na sumieniu milionów ludzi, w tym milionów Żydów.
Niemieckiej Lewicy udało się zamordować setki tysięcy ludzi przeróżnymi
metodami, istnienie (lub nie) komór gazowych niczego tu nie zmienia, a ocena
działań narodowych socjalistów może być tylko jedna.
No, ale zabijanie ludzi to przecież ulubiona rozrywka światowej Lewicy (czyli
także Twoja), więc o co chodzi? Nie musisz mnie przekonywać, że jest inaczej,
sam to wiem.
Na do widzenia pozwolę sobie życzyć Tobie, rychoneandertalu, nieco więcej
ochoty do życia - poczytaj coś, poszperaj, wykosztuj się na jakąś książkę
wydaną po roku 1950, bo w Twojej bibliotece podręcznej, wnosząc po Twojej
wiedzy, niczego nowszego raczej nie ma. Poczytaj sobie ekspertyzy Leuchtera,
Rudolfa, kontrekspertyzę krakowskiego zakładu kryminalistycznego - chemia i
fizyka nie jest papierkiem, który można spalić, zjeść lub podrzeć. Gdyby
naczelny zbrojomistrz kraju miał takie podejście jak Ty do kwestii
technicznych, to kazałby faszerować naboje nie prochem, a trocinami - też się
palą, a są tańsze, co nie? A kogo tam obchodzi, że pocisk napędzany trocinami
wypada z lufy pod nogi strzelającego? Rychoinżynier wie lepiej, a udowadnia to
tak: "Fiat model 1929 był czerwony, więc współczesne Punto jest zielone".
Logiki w tym za grosz, ale co tam, środek do odwszawiania i nowoczesna broń C
to przecież to samo.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Przyszłym emerytom ku rozwadze
Przyszłym emerytom ku rozwadze Pani Expert już tu radziła ("Zachęcam do aktywnego
zarządzania swoimi pieniędzmi, szkoda aby to bank na nich zarabiał") - ja natknąłem się ostanio na dwa materiały - jeden w kawałku zacytuję bo link będzie niedługo nieaktualny a nie każdy się dogrzebie. Fragmenty pochodzą z 'Weekendowej Analizy Futures' 17.10 Kamila Jarosa z "Parkietu":
Mimo wyraźnej decyzji Unii Europejskiej, a właściwie Eurostatu, o braku możliwości zaliczenia otwartych funduszy emerytalnych do sektora finansów publicznych, rząd cały czas posługuje się wielkością deficytu liczoną przy założeniu, że OFE są częścią finansów publicznych. Dzięki czemu publikowany deficyt budżetowy jest mniejszy niż faktyczny. Pamiętajmy, że prędzej czy później trzeba się z tym pogodzić, bo nikt nie pozwoli nam wejść do unii walutowej przy farbowanym deficycie. Przykład Grecji pozostanie w pamięci decydentów unijnych na długi czas. Decyzja Eurostatu, jeśli pozostanie bez zmian, a na to się zanosi to może znacznie opóźnić przyjęcie euro. Zatem wielkość długu wobec OFE powinna powiększać kwotę długu publicznego, a kwoty spłaty tego długu powinny powiększać kwotę wydatków budżetowych.
Swoją drogą cały czas nie mogę zrozumieć spokojnego przyjęcia faktu nie wypłacania przez ZUS należnych składek do OFE. Zrobił się w tego teraz prawie 12 mld złotych (wraz z odsetkami). Nie rozumiem na jakiej zasadzie ten dług w ogóle powstał, a jeśli już jest to dlaczego wszyscy czekają, aż Skarb Państwa raczy to zwrócić i to już wiadomo, że nie w gotówce, ale w jakiś obligacjach. Czy jeśli ZUS nie przelewał kasy nie można było wystąpić z tym do sądu? Skoro są to składki należne? Ja akurat mam to szczęście, że większość składek dotarła do mojego OFE, ale mam znajomego, któremu już dwa lata nie spływają. Czy on ma tylko bezradnie rozkładać ręce? Czy ZUS jest tu podmiotem uprzywilejowanym? Przecież to są prywatne pieniądze! Tego właśnie nie chce zrozumieć rząd. Skoro prywatne to nie można tam posłać komornika? Kogo obchodzi bałagan w ZUS-ie? Dlaczego wszyscy przyjmują za normę, że składki, które mają iść na konta w OFE są wykorzystywane do bieżących wypłat? Czy jak ja będę zalegał ze składkami na ZUS bądź podatkami to urzędnicy przyjmą mą trudną sytuację ze zrozumieniem? Ba, nie tylko ze zrozumieniem, ale zamiast gotówki przyjmą obietnicę, że zwrócę dług, ale nieco później i w obligacjach? Dziwi mnie to powszechne przekonanie, że państwo powinno podlegać jakimś specjalnych zasadom traktowania, że stwierdzenie "ale przecież to Skarb Państwa" ma usprawiedliwiać wszelkie dziwne rozwiązania. Chciałbym, by ktoś mi wytłumaczył, dlaczego OFE nie walczą o należne im składki? Potrafią je naliczyć, ale na tym się kończy. Czy ZUS to jakaś święta krowa? [...]
Temat systemu emerytalnego to temat rzeka. Ostatnio ukazało się kilka ciekawych informacji i wypowiedzi. BCC uważa, że polski system emerytalny jest poważnie zagrożony i jeśli nie zostanie wdrożony program naprawczy, przyszli emeryci będą dostawali niskie świadczenia bez względu na to, ile pieniędzy włożyli do systemu. Za jeden z głównych problemów podaje się słabe rozwinięcie III filaru, a w szczególności Pracowniczych Programów Emerytalnych (PPE). Niepokojące informacje napływają z krajów znacznie od nas zamożniejszych. "Ponad 9 mln Brytyjczyków cierpi biedę na stare lata - wynika z opublikowanego we wtorek raportu o emerytach przygotowanego przez pozarządową Komisję Emerytur. W Wielkiej Brytanii mieszka ok. 58 mln osób. Założona przed ponad rokiem w Wielkiej Brytanii Komisja Emerytur wylicza, że aby sytuacja emerytów uległa zmianie, rząd musiałby jednocześnie podnieść podatki, zwiększyć oszczędności oraz nakazać obywatelom dłużej pracować. Wydatki na emerytury musiałyby wzrosnąć o 57 miliardów funtów (ok. 107 mld dolarów), aby za 40 lat zapewnić emerytom standard życia porównywalny z dzisiejszym." ..." W 2040 roku 80 procent Brytyjczyków będą stanowili ludzie powyżej 65 roku życia. ... przez ostatnie 25 lat Brytyjczycy żyli w >>raju głupców<<. Rząd brytyjski zgadza się, że problem należy rozwiązać, ale przed wyborami nie chce podejmować żadnych kroków, które mogłyby być niepopularne w opinii wyborców. (PAP) Znany problem prawda?
U nas badanie nad podobnym problemem przeprowadziły Polskie Forum Strategii Lizbońskiej i Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Wg niego w Polsce coraz więcej osób przechodzi na wcześniejsze emerytury; jednocześnie społeczeństwo starzeje się i coraz mniejsza grupa będzie pracować na emerytury dla ludzi starszych. Utrzymywanie się takiej sytuacji w kolejnych latach spowoduje, że w przyszłości emerytury będą zbyt niskie, by zapewnić "godne życie" emerytom, a gospodarka nie będzie mogła szybko się rozwijać z powodu braku rąk do pracy.
I teraz najlepsze - "przeciętna Polka staje się emerytką w wieku 56 lat (w Unii - 60,5 lat), Polak zaś w wieku 58 lat (w UE - 61 lat). Badania dotyczące wydłużenia lat pracy dla kobiet wykazały, że nie ma zgody na takie rozwiązanie. Kobiety motywowały swoją niechęć do dłuższej pracy zmęczeniem i złym stanem zdrowia." No pewnie, najlepiej przejść na emeryturę w wieku 40 lat. "Badanie przeprowadzone przez Instytut Statystyki i Demografii przy Szkole Głównej Handlowej wykazało, że Polacy chcą wcześniej przechodzić na emeryturę: mężczyźni w wieku 58 lat, a kobiety - 53 lat." Przyznam, że mnie te liczby przerażają. Ludzie w kwiecie wieku chcą przechodzić na emeryturę? Perspektywy mamy więc nie lepsze niż Brytyjczycy.
Koniec cytatu. Fajnie nie? Wzmiankowany tekst z Onetu jest tutaj: ubezpieczenia.onet.pl/992051,wiadomosci.html
Dlaczego pisze, że ku rozwadze? Bo moim zdaniem jak ktos ma 30 czy 40 lat i troche dutków, powinien sie rzeczywiscie rozgladnąć za jakąś prawdziwą inwestycją, oddaniem pięniedzy w zarządzanie maklerowi, rodzinnym poolingu w dobry private banking zamiast harować i liczyć na "inwestycje" w akcje PKO BP albo żałosne protezy systemu emerytalnego w postaci OFE i IKE. Za 10 lat będzie za późno.
Przeczytaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljakub791.xlx.pl
Strona 2 z 2 • Wyszukano 104 rezultatw • 1, 2
|
|
|
|
|